Jako, że obecne okoliczności przyrody pozwalają nadrabiać filmowe zaległości sprzed lat, zaliczyłem ostatnio te dwa maratony trylogii.

Muszę przyznać, że mam więcej sympatii dla Riddicka. Postać była mi zupełnie obca do przedwczoraj, oglądając Pitch Black nie wiedziałem nawet, że są kolejne części, obstawiałem że Riddick zginie w tym filmie :) Postać była mi zupełnie obojętna, ale w 3ciej części aż zacząłem kolesia lubić.

W jego postaci spod tej skorupy naprawdę daje się odczuć w gruncie rzeczy dobrego człowieka.
John Wick jest w przeciwieństwie do niego jakiś pusty, jego postać jest słabo napisana, on tylko strzela do wszystkich dookoła, a ta miłośc do żony i dbanie o psa, któremu nie dał imienia wydają się naciągane i sztuczne.
Trylogia Wicka jest też bardziej monotonna, 3cia część wręcz nużyła w wielu momentach natłokiem prawie identycznych strzelanin i bijatyk. Po prostu taki 90minutowy teledysk...